top of page

Altruizm – truizm?

Zaktualizowano: 9 sie

W filmie Piękny umysł, o genialnym matematyku Johnie Nashu jest bardzo piękna scena z blondynką. To ta, w której Nash dochodzi do wniosku, że ojciec współczesnej ekonomii Adam Smith pomylił się. Najlepsze rezultaty daje nie to, że każdy członek grupy robi to, co najlepsze dla niego (Smith), ale to, co najlepsze dla niego i dla grupy (Nash). Wspominam ostatnio tę scenę często, bo jestem na rejsie trzyetapowym, z już drugą załogą, i wszystko wskazuje na to, że Adam Smith jednak górą. Poza rezultatami, które najlepsze nie są.


Ale po kolei, najpierw kilka scenek rodzajowych.


Sternik i kapitan już którąś godzinę na decku. Nie marzną, bo dobrze ubrani, ale obiektywnie ciepło nie jest, bo wieje i pada. Wychodzi załogant z herbatą. Zrobił sobie, a jak robił, innych – w tym tych na decku – nie zapytał, czy też chcą.


Cała załoga przy stole. Jedna z załogantek wyciąga z kieszeni prywatny majonez. Proponuje kilkorgu załogantom (imiennie), z pominięciem reszty. Podobnie selektywna jest dystrybucja innych dóbr (również wspólnych, jachtowych).


Załogant symuluje chorobę morską. Jego dziewczyna wachtuje sama, po 3-4h, również w nocy.


Trekking (wszak to Norwegia). Jedna załogantka odstaje kondycyjnie. Reszta grupy jest za tym, żeby ją zostawić samą (na bardzo trudnej trasie) – wszak jest dorosła, choć młoda, i iść dalej.


Na takie akty indywidualnego egoizmu można by pobłażliwie zamknąć oczy, gdyby nie to, że – co pokazują dwie ostatnie scenki – łatwo przekroczyć granicę, za którą jest brak solidarności załogi tak potrzebny, zwłaszcza na morzu, zwłaszcza w trudnych warunkach. Przy takim braku solidarności, przy kolejnej awarii można usłyszeć: „To że pomagam, to tylko moja dobra wola. Mogłem was z tym zostawić i iść w góry.”. Was??? To w załodze możliwy jest podział na MY i WY? Pytam, tyle retorycznie co dramatycznie, bo w moim świecie to nie jest normalne. A jednak na tym rejsie powtarzalne, czyli już jakaś norma. Początkowo myślałam, że to specyfika pokoleniowa (w pierwszej załodze byli millenialsi). Ale ta druga załoga to iksy. Czyżby przepaść pokoleniowa była jednak przereklamowana?


A teraz do sedna, bo mój wpis to nie przede wszystkim danie upustu doraźnej frustracji (choć też – to najtrudniejsze 4 tygodnie na morzu, jakie przeżyłam; wcale nie dlatego, że łódka wymagająca i pogoda nas nie rozpieszcza). Mam też frustrację niedoraźną, a nawet bardziej lęk egzystencjalny, bo to, co dzieje się na łódce jest w jakimś sensie obecne wszędzie, gdzie przebywam. To, czyli zanik zachowań altruistycznych, bezinteresownych, a nawet pewnej skłonności do poświęcania się dla innych. Rozumiem, że mogły przegnać je różne demony, na przykład upiór wiecznie poświęcającej się i przez to wiecznie nieszczęśliwej Matki-Polki. A my, współcześni, już nie chcemy być tak męczeńsko nieszczęśliwi. Rozumiem też, że załoganta, który mówi i, że tylko dobra wola, itd. można usprawieliwiać – zapłacił za rejs bez awarii. Ale z drugiej strony może warto zastanowić się nad rehabilitacją altruizmu i nawet – apage! – powięcenia. Dzięki nim wyszliśmy z jaskiń. Czas otrząsnąć się z tego pozornie tylko zdrowego egoizmu, bo do jaskiń wrócimy.

 

Przy okazji tego wpisu pozdrawiam moją starą (stałą) załogę, w której opisane wyżej zachowania byłyby nie do pomyślenia.

196 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

AHOJ, Odro!

bottom of page