Dzień 1
Zaktualizowano: 21 sie 2020
Dziś pierwszy z zapowiedzianych wpisów na temat pewnego mazurskiego rejsu pod specjalnym nadzorem.
Wszystko działo się dzień po dniu, między 1 a 8 sierpnia 2020r., a wpisy powstawały codziennie, w czasie rejsu. Publikujemy je jednak (i) po powrocie do domu; (ii) w odstępach czasowych. Wszystko dlatego, że chodzi nam o jakość – i samych wpisów i dyskusji, która, mamy nadzieję, będzie naszym postom towarzyszyć.
Ania:
Wypływamy z portu w Giżycku. Ok. 18.00, bo chwilę nam zeszło: zaokrętować się, zaparkować auto, pizza (w tym czas oczekiwania). Miałam nadzieję, że późna godzina wyklucza pływanie dzisiaj, że egzekucja odroczona. Ale, jak wszyscy, głosuję za wyjściem, bo oficjalnie tremy nie mam.
Konsultuję (z Bardziej Doświadczonym, który oddaje mi łódkę) mój pomysł na odejście od kei. Stoimy przy nabrzeżu longside, do kei rufą, z drugiego boku y-bom – jak dla mnie – ciasno. Przed dziobem inna łódka, jak dla mnie – za blisko. Ustalamy, że lewa cuma rufowa oddana, prawa na biegowo, ktoś, oddając cumę dziobową, wypchnie mi lekko dziób i wyjdę lekko na ukos, mieszcząc się między y-bomem a tą drugą łódką.
Najpierw silnik. Nie zapala. Nie wiem, dlaczego. Obecna na łódce Bezczelna Młodzież proponuje, że zrobi to za mnie. Co jak co, ale skandalicznej bezczelności tolerować nie będę - walczę dalej. Bez skutku. Młodzież zapala.
Wrzucam bieg. I nic. To znaczy coś, ale nie to coś oczekiwane - zdryfowałam na y-bom. Ratuje mnie załoga, chroniąc obie burty, przeciskam się. Wychodzę z portu
Jacek:
Dlaczego Ani nie zapalił silnik? Linia paliwowa została sprawdzona, dźwignia zmiany biegów ustawiona na luz, zrywka zapięta, manetka w pozycji ROZRUCH (START), ssanie włączone ... Problem był w szarpance, a raczej w tym, jak Ania ją obsługiwała. Mówiąc po prostu: nie to pociągnięcie :) Szarpankę trzeba wyciągać ruchem, który ma rozpędzić silnik, zrywnym (stąd nazwa), a nie równo, jak wodę ze studni.
A założenia przy odejściu były słuszne. Dlaczego nie wyszło? Po prostu za mało gazu. Odpowiednie – choć nie za duże – kopyto daje lepszą manewrowość, zwłaszcza przy silnym wietrze. Ania przekona się o tym jeszcze nie raz :)
Ania:
Za bojami pierwszy atak paniki – rety, ile tu żagli, w lewo, w prawo, bez ładu-składu. Nie dam rady. Ale nic nie mówię, oficjalnie nie wypada panikować.
Jacek:
To, co z daleka, zwłaszcza nowicjuszce, jaką jest Ania, wydało się chaotycznym tłumem, w istocie nie jest takie straszne. Po pierwsze, miejsca na wodzie wcale nie jest tak mało. Po drugie zwykle wystarczy mieć na uwadze tych idących najbliżej, ich kurs i prędkość. Po trzecie skupiamy się na własnym kursie. Najważniejsze: wiedzieć, czego się samemu chce i ... płyniemy. Tym bardziej, że nasza niepewność i nerwowa zmiana kierunków wzbudza niepokój na innych łódkach.
Ania:
Odpływamy od portu na silniku, staję do linii wiatru, stawiamy żagle. Zapytana o kolejność, mówię, że najpierw grot – uważałam na kursie. Okazuje się, że najpierw fok. OK, niech będzie, jak już przestanę się koncentrować na tu-i-teraz, zapytam, dlaczego.
Jacek:
Co postawić najpierw, fok czy grot? Na kursach faktycznie uczy się, że grot. A powinniśmy zacząć od bezpieczeństwa. Jeżeli warunki są łagodne do umiarkowanych, w zasadzie nie ma różnicy, który żagiel postawimy jako pierwszy. Czasem warto zacząć od foka, bo pomaga ustabilizować kurs. Przy mocnym wietrze bezpieczniej jest najpierw postawić grot.
Ania:
Płyniemy. Ster chodzi opornie. I nagle – pęka kontrafał, płetwa sterowa staje dęba, Nie ma sprawy, naprawią mi. „Naprawa” polega na balansowaniu na płetwie sterowej. Za chwilę – bo wszystko dzieje stanowczo za szybko – Balansującego mam za burtą, z prawym policzkiem na koszu rufowym i z lewą skronią pod rumplem. Ruszyć rumplem nie mogę … Maaaaatkoooo, zabiłam człowiekaaaaa!!!!!!
Złego, jak się okazuje, diabli nie biorą. Tzn. złego steru, bo już działa. Ceną były tylko przemoczone buty. Nie moje zresztą.
Przesiedliście się kiedyś z samochodu z kierownicą bez wspomagania na taki ze wspomaganiem? No właśnie. Ster chodzi teraz tak lekko, że wystarczą mikroruchy. Ja w pamięci ciała mam zapisane makroruchy z poprzedniego ustawienia. Ktoś przez nieuwagę puszcza szot i robię dynamiczne 360 st. w zabawnym rozkołysie. Mało brakowało i byłoby po foku, wokół którego zaplątują się oba szoty. Znów ktoś mnie ratuje.
Jacek:
Problemy, które Ania miała ze sterem wzięły się z różnicy w stylu żeglowania, a właściwie w czuciu steru. Poprzedni sternik ocenił łódkę jako nadsterowną (=zbyt mocno reagującą na ruchy sterem). Wzięliśmy to za dobrą monetę i (żeby ułatwić Ani życie) ustawiliśmy płetwę sterową pod małym kątem (kontrafał nie był całkowicie wybrany). W efekcie środek oporu hydrokinetycznego został sztucznie przesunięty za rufę. I to był błąd! Łódka nadsterowna dla krzepkiego żeglarza była znakomicie sterowna dla drobnej żeglarki. Dlatego wróciliśmy do poprzedniego ustawienia. Trochę z przytupem, ale skutecznie.
Natomiast radosnego rozkołysu można było uniknąć wystarczyło zluzować żagle i z nowym, już prawidłowym ustawieniem płetwy sterowej płynąć w siną dal...
Ania:
Kanał Kula i pierwsze kładzenie masztu. Kładą mi, nie bardzo to kontroluję. Pozostaje mi wrażenie, że gdybym była z mniej doświadczona załogą, masztu nie potrafilibyśmy położyć.
Jacek:
Na Mazurach z masztem zawsze jest zabawa – poświęcimy temu osobny wpis ze szczegółowymi zdjęciami. Tu tylko podstawy. Pierwsze kładzenie i postawienie dobrze jest zrobić w bezpiecznych warunkach. O tym, jak to robić dobrze powinien pouczyć nas armator. Ania mogła sobie pozwolić na nieuwagę, bo miała w załodze 3 silnych facetów, z doświadczeniem w kładzeniu masztów (nie takie, nie tylko maszty, już kładliśmy).
Ania:
Port Jagodne. Staję rufą do kei. Okazuje się, że nie potrafię kontrolować jednocześnie rumpla i manetki silnika. Silnik ktoś ode mnie przejmuje. OK, stoimy. Pierwszy raz cumuję z wykorzystaniem mooringu.
Jacek:
Kontrolowanie rumpla steru i manetki silnika jednocześnie jest sztuką, którą z czasem można opanować. Jeżeli ktoś czuje się niepewnie, podział tych obowiązków miedzy dwie osoby jest dobrym pomysłem.
No cóż, pierwsze koty za płoty. Niedługo ciąg dalszy. Czytajcie nas :)

Zdjęcie okładkowe próbowaliśmy zidentyfikować i opatrzyć informacją o autorze. Niestety nie możemy się jej doszukać (wyszukując obrazem). Jeżeli wiecie, kto stał za obiektywem, dajcie nam znać – uzupełnimy wpis.