Na blogu Superbefrów RP ukazał się w zeszłym roku wpis Moniki Koronkiewicz-Roszko Po co nauczycielowi harcerstwo, po co harcerstwu nauczyciel.
Z tekstu wyziera autorka, która zdaje się nie rozumieć ani dobrej edukacji, ani harcerstwa.
Dlatego muszę, inaczej się uduszę [1].
Po co harcerstwu nauczyciel?
Autorka wpisu widzi kilka powodów[2]: po pierwsze, niepełnoletni drużynowy potrzebuje pełnoletniego opiekuna; po drugie nauczyciel ma kwalifikacje pedagogiczne niezbędne do organizacji np. biwaku; po trzecie, doświadczenie zawodowe nauczyciela (np. w pisaniu programów, projektów i innowacji) oraz jego doświadczenie życiowe mogą przydać się drużynowemu.
No to po kolei:
Po pierwsze, drużynowy jest samodzielnym człowiekiem. Rozumiem, że może chcieć postępować zgodnie z przepisami i zaprosi sobie na biwak pełnoletniego nauczyciela (choć ja wolałabym starszego kumpla). Jeśli drużynowy nie jest samodzielny, nie powinien prowadzić drużyny.
Po drugie, do zorganizowania biwaku nie są potrzebne kwalifikacje pedagogiczne. Potrzebne jest doświadczenie, w którym drużynowy góruje nad nauczycielem. O tym doświadczeniu niżej.
Po trzecie i w odniesieniu do poprzedniego argumentu: drużynowy ma doświadczenie lat pracy w drużynie harcerskiej – lat biwaków, wspólnych przygód, wyzwań, prób i (przede wszystkim) samorozwoju w służbie innym. Z doświadczenia tego robi użytek prowadząc drużynę. Jeżeli drużynowy takiego doświadczenia nie ma, powinien je zdobyć. I – ważne – wobec tego doświadczenia nauczycielskie doświadczenie w pisaniu projektów i pokonywaniu szczebli awansu zawodowego wygląda dość blado. I może szkodzić (nawet jeżeli nauczyciel ma wspomniane w niecytowanej tu części wpisu „dobre intencje”).
Reasumując, harcerstwu nauczyciel do niczego nie jest potrzebny.
Po co nauczycielowi harcerstwo?
Autorka wylicza: po pierwsze, harcerstwo to znakomita forma spędzania wolnego czasu; ta forma – to po drugie – poprawia relacje (w klasie chyba …); po trzecie, ku radości rodziców, nauczyciel może podsunąć uczniom harcerstwo jako alternatywę dla czasu spędzanego przed komputerem. A, i w mundurze ładnie się wygląda.
Po pierwsze, harcerstwo nie jest przede wszystkim formą spędzania wolnego czasu. Jeśli nauczyciel tak myśli, niech lepiej wykupi wczasy all-inclusive last minute. Skorzystają na tym wszyscy.
Po drugie, harcerstwo nie jest zamiast (komputera; sportu, do którego się nie ma kondycji; książek, których się nie czyta). Harcerstwo jest po coś.
Jeśli nauczyciel nie rozumie po pierwsze i po drugie, jest mało prawdopodobne, że on i klasa wrócą z biwaków ze wspomnieniami poprawiającymi wzajemne relacje. Nie mam jednak zdania, czy coś nowego wnosi tu fakt, że nauczyciel, który niczego nie rozumie, ładnie wygląda w mundurze.
Czy to znaczy, że nauczycielowi harcerstwo jest niepotrzebne? Na szczęście – nie.
Nauczyciel, który kiedyś był harcerzem jest dzielnym, zaradnym i otwartym człowiekiem. I ma szansę wszystko to uczniom zaszczepić, bo zna zasadę wychowania przez osobisty przykład; jest osobą spójną wewnętrznie (=mówi, co myśli, robi, co mówi), a to warunek podstawowy wychowania harcerskiego. Nigdy nie wychowywał ex cathedra, tylko towarzyszył harcerzom w samorozwoju, więc nie będzie stronił – jak większość – od promowania autonomii ucznia i wspierania poczucia sprawczości. Do tego wszystkiego na niejednym biwaku chleb jadł, zatem jest pomysłowy, twórczy i myśli poza schematami – jest nadzieja, że cechy te wykorzysta w dydaktyce. I wreszcie – jako, że na tych biwakach żaden nauczyciel mu nigdy na karku nie siedział – jest człowiekiem wolnym, odpowiedzialnym i krytycznie myślącym. Czyli – potencjalnie – liderem zmian w szkole.
I to ten ostatni wątek warto eksploatować na opiniotwórczym blogu Superbelfrów RP.
[1] Źródło: https://xkcd.com/386/ [2] Tu i niżej to tylko skrót całości wywodu.
Comments