top of page
Zdjęcie autoraJacek Pietraszuk

Niebieska Szkoła: o tradycji, przygotowaniu i pierwszym spotkaniu

Zaktualizowano: 24 maj




Zanim opowiem Wam o lekcjach pod żaglami, odrobinę przybliżę Wam kontekst, najpierw ten ogólny, potem niebieskoszkolny.


Niebieska Szkoła na STS Fryderyk Chopin ma ponad 20 lat. Jak można przeczytać na stronie organizatora, wszystko zaczęło się od Szkoły pod żaglami kapitanów Krzysztofa Baranowskiego i Ziemowita Barańskiego. Potem były Chrześcijańska Szkoła pod Żaglami oraz studencki rejs Akademii pod Żaglami organizowany przez ówczesnego armatora statku Europejską Wyższą Szkołę Prawa i Administracji. Współcześnie, już 39 razy, Fryderyk służy Niebieskiej Szkole.


Ale nie jest jedyny.


Wychowanie morskie, czerpiące mocno ze skautingu i harcerstwa oraz oparte na pedagogice przeżyć[1] (w tym na jej rozwinięciu w postaci pedagogiki przygody i edukacji na świeżym powietrzu / outdoorowej) to dość popularne formy pracy z młodzieżą, w Polsce i na świecie. Wybrane projekty wychowania morskiego w Polsce opisuje Miłosz Wawrzyniec Romaniuk (pełny tekst artykułu dostępny TUTAJ), prowadząc czytelnika od prekursora tegoż wychowania, Mariusza Zaruskiego; przez Centrum Wychowania Morskiego ZHP w Gdyni, z jego flagową jednostką STS Zawisza Czarny; Szkołę pod Żaglami Sail Training Association Poland i jej jednostki: STS Pogoria i s/y Gedania; naszą Niebieską Szkołę i jej żaglowiec STS Fryderyk Chopin; Fundację im. Karola Olgierda Borchardta i jej STS Kapitan Borchardt; program edukacji morskiej w Gdańsku realizowanej na żaglowcu STS General Zaruski; aż po inne projekty jak Rejs Odkrywców, coroczne Tall Ship Races czy przedsięwzięcia integracyjne realizowane prze Fundacje Ocean Marzeń czy Zobaczyć Morze.


Rejs żaglowcem po oceanach budzi, mam nadzieję że nie tylko we mnie, marzenia o wielkich podróżach, odkrywaniu nieznanych lądów, przygodach, pielęgnowaniu duszy pirata i nabieraniu hartu ducha. Wybrać się w taki rejs jest pomysłem doskonałym samym w sobie. Z Niebieską Szkołą można zrobić to na trzy sposoby. Po pierwsze, będąc uczniem szkoły średniej, można zostać członkiem załogi pokładowej i równocześnie uczestniczyć w lekcjach. Drugi sposób to zostać nauczycielem, a trzeci dołączyć do załogi szkieletowej jako oficer lub kapitan. Najbliżej mi było do drugiej opcji zgłosiłem się jako nauczyciel fizyki i informatyki, w pakiecie dostałem jeszcze dwa przedmioty: podstawy przedsiębiorczości i edukacja dla bezpieczeństwa.


Jak przed każdym rejsem trzeba było się przygotować, w tym przypadku zarówno merytorycznie do lekcji jak i do żeglarskiego rzemiosła. I to na długie osiem tygodni. Zajęcia szkolne na pokładzie żaglowca zupełnie odbiegają w swoim charakterze od tych znanych z szkolnej ławki. Żeglarskie rzemiosło jest również inne od tych znanych mi ze slupa bądź kecza. Jednocześnie oczekiwałem, że pewne doświadczenia będą się pokrywać – i te żeglarskie i, nawet bardziej harcerskie (przygoda, przekraczanie siebie, duch wspólnoty).


Po kilku tygodniach przygotowań, wyposażony w materiały szkolne i wiedzę, która przydać się może podczas oceanicznego rejsu spakowałem wszystko do worka i ruszyłem na spotkanie z przygodą. Lotnisko, grupa młodzieży pod opiekę i podróż do Malagi, portu gdzie zaokrętowany stał STS Fryderyk Chopin. Na miejscu byliśmy wieczorem, po zaokrętowaniu, krótkiej odprawie z kapitanem i kolacji poszliśmy spać z nadzieją oczekując kolejnego dnia. Już pierwszego dnia na pokładzie obowiązywał stały harmonogram: pobudka, apel z podniesieniem bandery, śniadanie, zajęcia, obiad, zajęcia, kolacja. W pierwszych dwóch dniach zajęcia przeznaczone były głównie na zapoznanie się z załogą szkieletową, statkiem i jego takielunkiem oraz zasadami bezpieczeństwa jakie będą obowiązywały w czasie rejsu.

Lekcje pod żaglami rozpocząć miały się po kilku dniach, ale o tym opowiemy z Anią w osobnych wpisach. Na razie, mam nadzieję, nabraliście przynajmniej ogólnego przekonania o tym, w jakim kontekście zajęcia w Niebieskiej Szkole są prowadzone.

 

Post scriptum (Ania)[2]

Moje doświadczenia żeglarskie, choć zdecydowanie mniejsze niż Jacka, są jakościowo podobne do tych przez niego opisanych (slup, kecz). W efekcie oczekiwania miałam podobne: przygoda żeglarska, egzotyczna podróż, nowe horyzonty (wyprawa poza granicę naszego kontynentu; nowe umiejętności morskie – nigdy wcześniej nie byłam na żaglowcu). Podobnie jak Jacek wyobrażałam sobie, iż doświadczenie na STS Fryderyk Chopin będzie podobne do tych, które pamiętam z harcerstwa, jako drużynowa, szczepowa czy komendantka obozów i zimowisk. Wspomnienie drogi do i pierwszych „organizacyjnych” dni mam podobne. Natomiast przygotowania do lekcji w moim przypadku wyglądały nieco inaczej. Miałam uczyć tylko jednego przedmiotu – języka angielskiego. W przypadku języka obcego wiedza JAK jest dużo ważniejsza od wiedzy O/ŻE – w przeciwieństwie do np. fizyki czy przedsiębiorczości, język nie jest zasobem wiedzy ale środkiem komunikacji, zatem praktyka jest dużo ważniejsza niż teoria. Do tego dostałam 36 różnych zakresów ze szkół uczestników, zatem jakakolwiek forma wykładu na forum (nie przepadam) czy lekcja jedna dla wszystkich nie wchodziła w grę. Postanowiłam postawić na metodę projektową i moje przygotowania ograniczyły się do (i) wymyślenia uniwersalnych zadań, które można zaadaptować do indywidualnych potrzeb (=zainteresowań, a także wyznaczonych przez szkolnego nauczyciela zakresów) oraz (ii) zebrania materiałów, głównie wizualnych, potrzebnych do realizacji tych projektów. O metodzie projektowej pod żaglami opowiem w osobnym wpisie, bo i sama idea i jej zastosowanie na STS Fryderyk Chopin zasługują na obszerniejszą prezentację.


 

[1] Więcej na ten temat w artykule WYCHOWANIE MORSKIE I JEGO MIEJSCE WŚRÓD KONCEPCJI PEDAGOGICZNYCH, dostępnym TUTAJ.

[2] Taka formułę przyjęliśmy: jedno z nas jest autorem/ką wpisu, drugie pisze swoje post scriptum. To dlatego, że czasem mamy trochę inna perspektywę; a czasem po prostu odmienne zdanie.

111 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Bình luận


bottom of page